Często pytacie jak dają radę na tak małej, wspólnej przestrzeni? Przez pierwsze 5 minut jest ok, sprawa zaczyna się sypać kiedy Olaf weźmie nie tą kredkę/klocek/auto/lalkę, na którą aktualnie ma przyzwolenie. I albo skończy się łagodnie ("mamo weeeeeź go!"), albo oboje przybiegną z płaczem (Olaf dodatkowo z wyrwanym puklem Ninkowych włosów w rączce).
Od początku towarzyszyła nam myśl, że nie jest to pokój, w który inwestujemy, bo wiedzieliśmy, że jest to mieszkanie przejściowe, więc i dzieci doczekają się kiedyś swoich własnych pokoi. Tym bardziej, że życie toczy się jednak w salonie, a pokój swój raz na jakiś czas odwiedzają. Dużo elementów jest DIY, głównie dzięki Dziadkowi, bo przy okazji domku dla lalek powstała też drabinka, która szybko została adaptowana przez Ninę na wszystko czego księżniczka potrzebuje do bycia sobą ;) koc to mój projekt i wykonanie.
Łóżko to zwykła kura z Ikei. Zależało mi, aby przestrzeń na ścianie za nim podzielić na dwa różne światy jakie łączą sie na tak małym metrażu. Pomogła mi w tym kwiecista tapeta wyszperana w serwisie aukcyjnym, Nina klepnęła mój wybór, a tata przykleił :). Paleta pod Olafa materacem to też dziadkowe diy, do tego dwa plakaty w przestrzeni dwulatka i łóżko, mimo swych gabarytów, optycznie nabrało lekkości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
będę wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz :)